Cisza i łzy - rzeszowska premiera filmu "Ludzie" w WDK
Kiedy pojawiły się napisy końcowe, widownia wciąż siedziała w kompletnej ciszy. Kilka osób wyszło z płaczem. Inni zostali, by posłuchać dyskusji, na którą przyjechała do Rzeszowa konsul generalna we Lwowie w latach 2019-2024 Eliza Dzwonkiewicz, a także Rafał Dzięciołowski, były prezes Fundacji Solidarności Międzynarodowej i Marcin Piotrowski, założyciel Stowarzyszenia i Fundacji Humanitarnej Folkowisko. Wypowiedział się także Konstanty Czawaga, dziennikarz ze Lwowa, którego syn jest na froncie: "Codziennie czekamy na choćby krótkie połączenie z synem przez Starlinka. Codziennie też słyszymy za oknem smutne pieśni, które prowadzą samochody z zabitymi żołnierzami, i sygnały karetek wiozących rannych. Dziś było ich siedem" - mówił dziennikarz.
Film "Ludzie" przez recenzentów oceniany jest różnie, często bez entuzjazmu. Twórcom zarzuca się, że fundują widzom maraton przemocy, a losy pięciu bohaterek zostają tylko zarysowane. Z drugiej strony, nikt nie zaprzecza, że dzieło Ślesickiego i Hilleslanda niesie ogromny ładunek emocjonalny i nie pozwala o sobie zapomnieć długo po seansie. Twórcy znaleźli oryginalny sposób na pokazanie ukraińskiego dramatu. W filmie pojawiają się niewidome dzieci, które okrucieństw wojny nie widzą, ale słyszą. Ich przerażenie sięga zenitu już na same dźwięki. Podobnie widz nie widzi scen rozrywanych wybuchami ciał, gwałtów i tortur. Ale wie, że do nich dochodzi, bo je słyszy podążając za filmowymi bohaterami. Rezonują one w głowie jeszcze po filmie, kiedy cała widownia siedzi w ciszy, patrząc, jak przesuwają się napisy końcowe.
Takich też emocji doświadczyła publiczność w Rzeszowie, a po seansie miała okazję skonfrontować filmowe obrazy z doświadczeniem ludzi, którzy byli na Ukrainie i pomagali uchodźcom od pierwszych dni wojny. Dla Ukrainy zaczęła się ona właściwie 10 lat temu od najazdu Federacji Rosyjskiej na Krym i zbrojnej secesji obwodu donieckiego i ługańskiego. To okazało się jednak dopiero wstępem do pełnoskalowej wojny, która nastąpiła 24 lutego 2022 roku, kiedy to Rosja zaatakowała Ukrainę i próbowała zająć Kijów, nazywając to specjalną operacją wojskową. Film „Ludzie” dotyczy losu cywilów właśnie podczas tamtych pierwszych miesięcy.
Uczestniczący w rzeszowskiej debacie goście rozpoznali na filmie takie miejsca, jak Chersoń, Bucza i inne, a także zapewniali, że choć od tamtego ataku na Ukrainę upłynęły trzy lata, dobrze pamiętają przerażonych uchodźców, bezradne kobiety i dzieci uciekające przed agresorem. Eliza Dzwonkiewicz, która w latach 2019-2024 pełniła funkcję konsula generalnego RP we Lwowie, a więc w momencie wybuchu wojny, wspominała, jak w konsulacie palono dokumenty, by nie wpadły w ręce Rosjan. Wiedzieli, że zaatakują, bo wcześniej czarny dym unosił się nad konsulatem rosyjskim, nim rosyjscy dyplomaci wyjechali ze Lwowa.
Do Rzeszowa zaproszony został również Konstanty Czawaga, redaktor „Nowego Kuriera Galicyjskiego” we Lwowie, jeden z założycieli i członek pierwszego zarządu Towarzystwa Kultury Polskiej Ziemi Lwowskiej, członek Narodowego Związku Dziennikarzy Ukrainy i Stowarzyszenia Dziennikarzy Polski, ojciec ukraińskiego żołnierza. Nie mógł przyjechać, ale przysłał nagranie, na którym wspominał: - Początek pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę dla mnie osobiście nie był jakąś niespodzianką. Plecaki ewakuacyjne spakowaliśmy jeszcze w październiku-listopadzie. Przez całą zimę to napięcie wzrastało. Gdzieś na dwa tygodnie przed inwazją przez telefon domowy sprawdzano w języku rosyjskim, czy mieszkam pod tym adresem. Zrozumiałem, że jestem na „czarnej liście”. Drugi strach przebiegł przez ciało, gdy usłyszałem o możliwej ewakuacji wyższego kierownictwa Państwa Ukraińskiego. Obawiałem się też, że spadochroniarze z Grodna mogą odciąć połączenia z Polską. Postanowiłem, że pozostanę we Lwowie dopóki jest to możliwe. Jako dziennikarze codziennie pracowaliśmy, nadawaliśmy relacje o sytuacji we Lwowie i okolicy. I tak do dnia dzisiejszego.
Jego syn jest na froncie, więc codziennie w domu Konstanty i jego żona czekają na chociażby krótkie połączenie telefoniczne z nim przez Starlinka. To jeden z wielu Ukraińców o polskich korzeniach, którzy walczą o niepodległość swojego kraju.
Marcin Piotrowski, społecznik pogranicza polsko-ukraińskiego, który założył Stowarzyszenie i Fundację Humanitarną Folkowisko i od początku wojny na Ukrainie organizuje pomoc dla uchodźców i poszkodowanych, przyznał, że w Gorajcu w powiecie lubaczowskim, gdzie powstało Folkowisko, o wojnie nie da się zapomnieć, nie tylko dlatego udostępnił miejsce dla szkolenia ukraińskich psychologów oraz rehabilitacji rodzin zaginionych żołnierzy ukraińskich. Wojnę także tu słychać, bo blisko stąd do Jaworowa, na który spadły rakiety. Ponieważ Marcin Piotrowski często jeździ z pomocą humanitarną na tamtą stronę granicy (w nadgranicznej wsi Nahaczów fundacja odnowiła dawny budynek kołchozu i stworzyła tam przestrzeń dla dzieci, które uczą się języka polskiego i angielskiego), ma ustawione w telefonie powiadamianie o alarmach rakietowych. – Jakie decyzje podejmowalibyśmy codziennie, siedząc tak jak teraz tu, w WDK na dyskusji, słysząc taki alarm. Schowalibyśmy się, zostali? – pytał szef Folkowiska.
A jednak Polacy, którzy od pierwszych chwil ataku Rosji w 2022 roku zadziwili świat bezwarunkową pomocą dla uchodźców, są już wojną i pomaganiem zmęczeni. Widzą w niej przyczynę coraz większych kosztów życia, rosnącej konkurencji ze strony uchodźców na rynku pracy, a władzom Ukrainy zarzucają brak wdzięczności. Marcin Piotrowski zauważył jednak, że to procesy naturalne i z punktu widzenia socjologa charakterystyczne dla różnych społeczeństw.
To wszystko jednak, jak podkreślał Rafał Dzięciołowski nie powinno przysłaniać faktu, że w interesie Polski jest przetrwanie Ukrainy niezależnej od Rosji, która realizując ideologię Aleksandra Dugina, dąży do odbudowania w Europie swoich wpływów z czasów demoludów: - Jest kwestią egzystencjalnie ważną, żeby Ukraina przetrwała tę wojnę i żeby wyszła z niej zwycięsko, a z naszej perspektywy zwycięsko to znaczy tak, by nie zostało pogwałcone prawo międzynarodowe, bo prawo międzynarodowe jest po to, by bronić słabszych i mniejszych - powiedział były szef Fundacji Solidarności Międzynarodowej.
Takiego samego zdania była Eliza Dzwonkiewicz: Bądźmy solidarni! To jest to hasło, które buduje nas jako Polaków i ma siłę niesamowitą. Wykazaliśmy, że to nie jest puste słowo w tych pierwszych dniach po wybuchu wojny i bądźmy konsekwentni.
Rzeszowska premiera odbyła się w decydującym dla Europy i Ukraińców momencie, kiedy Stany Zjednoczone rozpoczęły rozmowy z Rosją o możliwościach zakończenia wojny. Rozpoczynają się polityczne targi. Film „Ludzie” dobitnie przypomniał, że ich przedmiotem nie są anonimowe masy, ale konkretne osoby, a każda wojna, jak powiedział nieżyjący już brytyjski korespondent wojenny Robert Fisk to „całkowity upadek człowieczeństwa”.
Alina Bosak