Niebo tylko na scenie. Kantoralia w Wielopolu dla teatrów poszukujących PIK | Podkarpacki Informator Kulturalny

Przejdź do treści

Niebo tylko na scenie. Kantoralia w Wielopolu dla teatrów poszukujących

13. Kantoralia w Wielopolu Skrzyńskim, fot. P. Gawron

Twórcy w różnym wieku i z różnych zakątków Polski zjechali w tym roku do Wielopola Skrzyńskiego na 13. Kantoralia. Przywieźli teatr tańca i  teatr laboratorium, monodramy i klasyczne przedstawienia.

13. Kantoralia

Walczyli o nagrody, ale zwycięstwem było już samo przejście eliminacji i zaproszenie do krainy Tadeusza Kantora, twórcy Teatru Cricot 2, który 45 lat temu spektaklem „Wielopole, Wielopole” rozsławił miejsce swojego urodzenia na cały świat. Symboliczne znaczenie ziemi dzieciństwa przypieczętował wystawiając swoje dzieło w 1983 roku w wielopolskim kościele. Kantor jest bliski teatrom poszukującym i niezależnym, bo choć nie miał własnej sceny, władał wyobraźnią i emocjami publiczności na setkach innych. Do dziś inspiruje artystów.

Dopiero Wielopole Skrzyńskie świętowało 110. rocznicę urodzin Tadeusza Kantora, malarza, scenarzysty i reżysera, a już trafił się kolejny powód, by ruszyć do tego wyjątkowego na Pogórzu Strzyżowskim miejsca. Kantoralia – Ogólnopolskie Prezentacje Teatrów Poszukujących o Nagrodę im. Tadeusza Kantora odbyły się tu po raz trzynasty, a ich historia liczy sobie już 25 lat, bo tyle minęło od pierwszej edycji w 2000 roku. Wydarzenie przyciąga twórców i artystów z różnych zakątków kraju. Jego renomę buduje zaangażowanie m.in. krakowskiej Cricoteki, a także innych instytucji i organizacji, które tworzą silny sojusz na rzecz pielęgnowania tego wyjątkowego kulturowego dziedzictwa. Sercem tych działań jest kierowana przez Irenę Walat wielopolska Kantorówka Ośrodek Dokumentacji i Historii Regionu Muzeum Tadeusza Kantora. Powstała ona w dawnej plebani, będącej pierwszym domem artysty. Spędził w niej wczesne dzieciństwo pod opieką matki Heleny i babki Katarzyny Berger dzięki gościnności przyrodniego brata tej ostatniej - ks. Józefa Radoniewicza. Budynek przed laty ocaliło Towarzystwo Przyjaciół Ziemi Wielopolskiej im. Tadeusza Marii Kantora w Wielopolu Skrzyńskim. Działają w nim Stanisław Paryś i Julian Zegar i pamiętają, że to ksiądz prałat Śmietana zmobilizował ich w 1995 roku. Mówił, że trzeba coś zrobić ze starą rozlatującą się plebanią, żeby wstydu nie było, kiedy przyjeżdżają ludzie ze świata. W tym roku Towarzystwo było także głównym organizatorem Kantoraliów. Wydarzenie wspiera również wielopolski samorząd i ośrodki kultury oraz Fundacja im. Tadeusza Kantora, a także Wojewódzki Dom Kultury w Rzeszowie, który przed laty pomagał współtworzyć to teatralne przedsięwzięcie.

Do konkursu zgłosiło się około dwudziestu teatrów poszukujących – sceny niezależne z całej Polski. Do Wielopola zaproszono osiem z nich: Teatr Fieter z Ozimka na Górnym Śląsku, Teatr Transtopia z Krakowa, Niezależną Grupę Teatralną Wariates z Krosna, Teatr Literalni z Krakowa, Notoco Spectrum Akacja z Lublina, Studio Teatralne Młodych z Krakowa, Studio Aktorskie Kurtyna z Lublina, a także Pawła Zieglera z Zielonej Góry. Jak podkreślała Joanna Baran-Marczydło, aktorka i dyrektor artystyczna Kantoraliów, wybrano finalistów najbliższych idei Kantora poprzez temat, formę czy bycie sceniczne. Ta dość szeroka formuła pomieściła zarówno stylistykę teatru lalkowego, laboratorium, jak i klasyczne przedstawienia. Oceniało je zaś jury pod przewodnictwem Bogdana Renczyńskiego, aktora Teatru Cricot 2, reżysera i kuratora wystaw w Cricotece, do którego zaproszona została również Aneta Adamska, aktorka i reżyserka, twórczyni Teatru Przedmieście, oraz Tomasz Pietrucha, adiunkt w Dziale Archiwum Tadeusza Kantora i Zbiorów Bibliotecznych Muzeum Tadeusza Kantora w Cricotece.

Monodram „Kaczmarek” był tym spektaklem, który ocenili oni najwyżej, przyznając I nagrodę za jego przedstawienie Pawłowi Zieglerowi, a także wyróżniając współpracującą z nim Małgorzatę Paszkier-Wojcieszonek nagrodą dla najlepszego reżysera. Ziegler opowieścią o śląskości i niuansach narodowej tożsamości zawładnął wyobraźnią i emocjami widowni na ponad godzinę. Jego Kaczmarek, który ani Polakiem, ani Niemcem nie może się nazwać, niezmiennie pozostaje przez to kimś „osobnym”, kto uparcie broni swojego prawa do owej odmienności. Nie jest jednak w stanie uniknąć uwikłania w kolejne wojny, ważne wydarzenia historyczne jest dla niego źródłem rozterek i czyni bezradnym wobec dziejowej machiny. Prawo wyboru okazuje się złudne, a wolność ulotna między granicami i wojnami. Do utkania scenicznej opowieści posłużyła powieść „Wiatr ze wschodu” Augusta Scholtisa. Twórcom spektaklu, nie koloryzując biografii bohatera, udało się przekonać publiczność do jego opowieści i świata, o którego ocalenie Ślązacy wciąż przecież walczą, choćby upominając się o uznanie języka śląskiego za język regionalny. Paweł Ziegler w kuluarach przyznawał, że spektakl na Podkarpaciu już parę razy pokazywał i zawsze spotykał się empatią i dużym zrozumieniem, ponieważ na dawnym pograniczu mniejszości etniczne również doświadczyły siły „walca historii”. Tu także kulturową mozaikę postarano się zastąpić jednolitą tkanką. Powojenna wymiana ludności między Polską a ZSRR, a potem akcja Wisła, w ramach której siłą przesiedlono tysiące Łemków i Ukraińców usprawiedliwiając to walką z UPA, „wyrównały” krajobraz dawnej Galicji kosztem cierpienia wielu rodzin. Pamięć tamtych wydarzeń jest tak silna, że wróciła również na Kantoraliach.

O wyrwaniu z rodzinnej ziemi Łemków opowiadał spektakl Niezależnej Grupy Teatralnej Wariates z Krosna „Jak mi było persze” w reżyserii Zuzanny Kalicińskiej, który otrzymał IV nagrodę. I w nim, i w spektaklu „Kaczmarek” pojawił się motyw pamięci o przodkach, przywiązania do domu, rozpaczliwej próby zabrania ze sobą kawałka tego miejsca wraz z ikoną, figurą z przydrożnej kapliczki. W spektaklu rozbrzmiewa biały śpiew – wyraz niekończącej się tęsknoty.

Dla odmiany pełen humoru był wyróżniony II nagrodą (Nagroda Dyrektora Wojewódzkiego Domu Kultury w Rzeszowie) spektakl Teatru Fieter z Ozimka „Camus She Bye” – jednoosobowy popis talentu Roberta Konowalika, zarówno autora scenariusza, reżysera, a także twórcy scenografii i muzyki. Czerpiąc z kryminałów Raymonda Chandlera, twórczości Kafki i Shakespeare’a stworzył pastisz kryminału i opowiedział go żonglując formą, sięgając po środki teatru lalkowego i japońskiego teatru kamishibai.

Z nagrodami wyjechały z Wielopola jeszcze dwa krakowskie teatry: Transtopia i Literalni. Teatr Transtopia w spektaklu „Ćwiczenia z umierania” uczynił widzów pasażerami samolotu, który zmierza ku katastrofie. Multimedialne przedstawienie poruszyło tych, którzy aktywnie włączyli się w grę zaproponowaną przez reżysera Dominika Setlaka. Pasażerowie „na gapę” do wszystkich projektowanych emocji dostępu zatem nie mieli. Jury doceniło jednak opowieść III nagrodą. Natomiast V nagrodę otrzymał Teatr Literalni za spektakl „Opowiem Wam o Marku” w reżyserii Marleny Maciejewskiej z piosenkami Agnieszki Osieckiej, którego bohaterem jest Marek Hłasko.

Ogłoszeniu wyników Kantoraliów towarzyszył koncert „Moim domem było i jest moje dzieło” w którym wzięli udział artyści sceny teatralnej i muzycznej Podkarpacia: Joanna Baran-Marczydło, Dagny Mikoś, Mateusz Mikoś, Mateusz Marczydło, Michał Chołka i Maksymilian Stalec. Aranżacje muzyczne do utworów przygotował Tomasz Jachym.

Przeszłość uczynić metaforą

Bogaty program Kantoraliów zawierał także spektakle pozakonkursowe, w tym „Wojenkę” młodego Teatru o Kant Sceny Potłuc, który prowadzi w Wielopolu Skrzyńskim Joanna Baran-Marczydło. Pod jej okiem młodzież samodzielnie stworzyła scenariusz w teatralnym laboratorium. Temat podjęła trudny, bo związany z Zagładą i historią wielopolskich Żydów. Aby go przygotować młodzi adepci teatru sięgnęli po książki i rodzinne wspomnienia. W działaniu tym wykazali się wielką wrażliwością, choć warsztatowo są na samym początku drogi, którą podążają magowie sceny zdolni zawładnąć wyobraźnią widza. Ale w końcu, jak mówił Kantor, w życiu artysty, który rusza do celu, by znaleźć odpowiedź, to właśnie droga bez końca, okazuje się istotą twórczego działania.

Od lat podąża tymi ścieżkami Teatr Przedmieście, niegdysiejszy laureat Kantoraliów, dziś ważna niezależna scena, z siedzibą przy ul. Reformackiej w Rzeszowie i wierną publicznością. Aneta Adamska stworzyła teatr autorski, który bierze na warsztat nie tylko wielkich klasyków jak Tomasz Mann, William Shakespeare czy Wiesław Myśliwski, ale często sięga do prywatnych doświadczeń, rodzinnych historii, które ujęte w ramy spektaklu stają się metaforą ludzkich losów, uniwersalną opowieścią o człowieku. W Wielopolu Teatr Przedmieście wystawił przedstawienie z tego właśnie nurtu - nostalgiczny i pełen humoru spektakl „Kiedyś Ci opowiem”. Choć punktem wyjścia w scenariuszu jest śmierć ojca i związana z nią żałoba, przedstawienie okazuje się pochwałą życia. Akcja toczy się w dynamicznym tempie i jest retrospekcją złożoną z barwnych momentów, czasem po prostu zabawnych i umieszczonych w kanonie rodzinnych anegdot, a czasem przełomowych i nadzwyczajnych, bo zdolnych odmienić los bohatera – niby zwyczajnego, ale i zbiorowego, którego aspiracje i tęsknoty podzielało wielu obywateli PRL. To, mówiąc językiem Kantora, „klisze pamięci” – na nich raz portret chłopca, raz młodzieńca, męża, ojca. Nawet z nieżyjącym toczyć można niekończące się rozmowy, wyciągać z zakamarków pamięci anegdoty lub piosenki, odtworzyć jego głos. Dostrzec, że wśród absurdów codzienności najważniejsza była koniec końców miłość i marzenia.

Na wartość takiej właśnie teatralnej opowieści, która potrafi wzruszać, zwrócił uwagę Bogdan Renczyński z Cricoteki podczas warsztatów towarzyszących Kantoraliom: - To, co Aneta tworzy w teatrze jest bardzo osobiste. Wymyka się ocenom, kategoriom, kryteriom. Tym jest teatr tak naprawdę. To było także cechą sztuki Kantora, który doskonale znał klasykę, ale światową sławę zyskał wtedy, kiedy na sztukę przetransponował swoje osobiste przeżycia, wprowadził do niej „klisze pamięci”.

To wówczas, z „Umarłą klasą”, narodził się jego „teatr śmierci, teatr życia”. Powstało „Wielopole, Wielopole”, „Niech szczezną artyści”, „Nigdy tu już nie powrócę”. Ostatni spektakl Teatru Cricot 2, w którego powstawaniu Bogdan Renczyński uczestniczył to „Dziś są moje urodziny”. Kantor umarł pod koniec pracy nad nim.

- Marzył o śmierci na scenie. Aby to sobie zapewnić, wymyślił w tym spektaklu maszerujący kondukt żałobny. Aktorzy wchodzą na scenę z deską położoną na ramionach, jakby nieśli trumnę. Kantor powstrzymuje ich ręką, aby szli powoli, bo nie może spaść. Wszyscy zaczynają rozumieć, że chodzi o jego pogrzeb. Kantor prosi swój autoportret, czyli Andrzeja Wełmińskiego, aby położył się na tej desce, bo chce zobaczyć, jak on – Kantor będzie wyglądał. Ale aktorzy się buntują, mówią, że tak się nie da. Kantor rezygnuje. Już tylko obserwuje tę scenę. Konrad Dobrowolski puszcza marsz pogrzebowy. Kantor jest zachwycony. My jesteśmy przerażeni. Potem wielu krytyków twierdziło, że ten fragment spektaklu dopisano już po jego śmierci – opisał Renczyński. Wspominając, w jaki sposób środowisko bojkotowało ostatni spektakl mistrza, kiedy go zabrakło, aktor Teatru Cricot 2 przyznał, że rozumie niełatwą sytuacji teatrów niezależnych, często traktowanych jako gorsze od tych instytucjonalnych:

- Kantor, jeden z największych reżyserów na świecie nie miał swojej sceny. Nie miał gdzie pracować. Tak, jak niektórzy z was. Choć wywołał jedno z największych trzęsień ziemi w teatrze. Kiedy jako student szkoły teatralnej zobaczyłem jego spektakl „Wielopole, Wielopole”, pomyślałem: „Dlaczego ci nasi wspaniali profesorowie, których tak uwielbiałem, najlepsi aktorzy krakowscy, same sławy, żaden nie ostrzegł nas przed Kantorem?” Co jest w tym środowisku? A przecież widziałem tych moich profesorów na spektaklu. Kantor był niebezpieczny. Burzył stare zasady. Mówił, że do teatru nie wchodzi się bezkarnie, bo z jego spektakli nie wychodziło się tym samym człowiekiem. Spotkałem wielu takich ludzi, którzy po zetknięciu się z teatrem Kantora zmienili swoje życie artystyczne.      

On sam był całkowicie oddany sztuce. Jak widział rolę artysty?

- Mówił, że jest specjalistą od samego siebie – przypomniał Bogdan Renczyński. - Artysta nie jest od tego, żeby ratować świat, bo żaden artysta nie uratuje świata. Artysta może uratować tylko siebie.

Może też stać się natchnieniem dla innego człowieka. Oglądając dziś zarejestrowane przed laty spektakle Kantora, nie ma się wątpliwości, że wciąż pozostają aktualne, mówią coś ważnego o świecie i o nas. Jego dzieło pracuje cały czas. 

Magia Wielopola

Na wielopolskim rynku ustawiono symboliczny pomnik - mały Tadeusz obejmuje rękami siostrę Zosię. Jej wnuczka Małgorzata Palka to częsty i miły gość Kantorówki. Na Kantoraliach gościła nie pierwszy raz. Oglądała spektakle, kibicowała występującym teatrom i… cierpliwie pozowała do zdjęć z młodzieżą. Spotkana w dawnej plebańskiej kuchni, obok której mieścił się niegdyś pokój Heleny, chętnie wracała do rodzinnych wspomnień. Przypominała, że kiedy Zosia zobaczyła „Wielopole, Wielopole”, w którym Tadeusz umieścił postać ojca-żołnierza, matki, ciotek, wujów i księdza Radoniewicza, nie była zachwycona: „No i co ten Tadzio narobił, przecież to wszystko inaczej było”, skomentowała. Na co Tadeusz odpowiadał, że „Zosia to się na tym w ogóle na tym nie zna”.

Klaudia Święcicka, profesor Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, biografka Tadeusza Kantora i jego twórczości – także wierny gość wielopolskich spotkań – tłumaczy, że jego sztuka nie jest prostym opisem rzeczywistości, kalką wspomnień: - Kantor za pomocą „klisz pamięci” dekonstruuje rzeczywistość: historię powszechną, historię intymną, biografię, pamięć kulturową, postpamięć kulturową i z tych obrazów konstruuje rzeczywistość sceniczną. To, co robi w teatrze śmierci, to jest odpowiedź, a nie odbicie rzeczywistości.     

Dla Małgorzaty Pałki „Wielopole” to spektakl o wojnie. Podobnie widzi je Krzysztof Dominik, reżyser dźwięku w Teatrze Cricot 2, który był w Wielopolu Skrzyńskim w 1983 roku, kiedy Kantor wystawił spektakl w miejscowym kościele. Tym razem też przyjechał na zaproszenie Ireny Walat, i podzielił się swoimi refleksjami podczas debaty towarzyszącej Kantoraliom. Jego zdaniem Kantor konstruował spektakle na zasadzie przeciwieństw. Pierwsze przeciwieństwo to widz – aktor, drugie cywil – wojskowy. „Wojsko to odmienny gatunek człowieka” napisał przecież Kantor i rzeczywiście dziwnie martwe i mechaniczne wydają się twarze żołnierzy w jego spektaklach.

- Tadeusz prawdopodobnie zetknął się we Francji z książką o rodzinie, której dom był zbudowany w miejscu wojskowych manewrów. Tych ludzi spotyka coś niespodziewanego - nagle przybiega jakiś adiutant i mówi: „Wy tu jeszcze jesteście?” Oni protestują, że to ich dom. Na co on odpowiada, że wojna ma swoje prawa. Wojna przetacza się przez ten dom. Tak samo dzieje się w „Wielopolu”. Wojna przetacza się przez pokój dzieciństwa Tadeusza. Przez jego pokój i przez świat.

Krzysztof Dominik, który współpracował z Kantorem od 1973 roku, przygotował dźwięk również do tego spektaklu. Wyszukiwał wojskowe marsze i nagrał chóralny Psalm 110. W Wielopolu Skrzyńskim wyjątkowo wystawiono spektakl, w którym ta przejmująca pieśń na głosy kobiece i męskie zabrzmiała z podkładem organów. Wchodząc dziś do tej pięknej zabytkowej świątyni można wyobrazić sobie tamten wieczór. Zdesakralizowany kościół, scenę od strony ołtarza i wznoszącą się ku górze konstrukcję widowni.

W Wielopolu jest wiele okazji do takich wspomnień. Wspaniale o jego historii potrafi też opowiadać Irena Walat, która zabrała uczestników Kantoraliów na wędrówkę do miejsc związanych z artystą. Od starej plebani z oknem, przez które mały Tadeusz wypatrywał matkę, do rynku ze studnią - odbywały się przy niej żydowskie wesela nim nastała groza Holocaustu - i z pomnikiem ofiar pożaru kina w latach powojennych, w którym zginęło 58 osób, w tym 38 dzieci. Dalej puste miejsce po „zamku”, który doświadczył chłopskiej zemsty podczas rabacji galicyjskiej. Przetaczała się przez to niegdyś miasteczko machina wojenna, szły raz kupieckie karawany, a raz wojska. Po jednej stronie Wielopola, stoi na wzniesieniu figura św. Jana Nepomucena, który strzegł miejscowość przed powodzią i dodawał otuchy podróżnym przemierzającym niegdyś węgierski trakt. Po drugiej stronie Wielopola znajduje cmentarz z grobem ks. Radoniewicza i mogiłami żołnierzy poległymi w wielkiej bitwie na bagnety, do jakiej doszło tu 9 maja 1915 roku, przynosząc śmierć pół tysiącu żołnierzy.

Na plakacie Kantoraliów 2025 widnieje zdjęcie Tadeusza Kantora, który otwiera stojące na scenie drzwi. Sam je wykonał. - Dla niego drzwi były symbolem granicy, która coś otwierała – mówi Bogdan Renczyński. - Oddzielała niebo od ziemi. Realność od fikcji. „Panie Staszku, niech pan otwiera drzwi i wchodzi do nieba”. A niebo może być tylko na scenie.

Tekst: Alina Bosak

Zdjęcia Piotr Gawron/Kantorówka Ośrodek Dokumentacji i Historii Regionu Muzeum Tadeusza Kantora

XIII Ogólnopolskie Prezentacje Teatrów Poszukujących o Nagrodę im. Tadeusza Kantora Kantoralia projekt realizowany w ramach zadania "Mecenat Kulturalny" 2025 przez Towarzystwo Przyjaciół Ziemi Wielopolskiej im. Tadeusza Marii Kantora. Dofinansowano z budżetu Województwa Podkarpackiego.

Pod honorowym patronatem:

  • Marszałka Województwa Podkarpackiego Władysława Ortyla
  • Starosty Powiatu Ropczycko-Sędziszowskiego Piotra Kupusty
  • Wójta Gminy Wielopole Skrzyńskie Marka Tęczara

Partnerzy:

  • Cricoteka
  • Fundacja im. Tadeusza Kantora / Tadeusz Kantor Foundation
  • Kantorówka Ośrodek Dokumentacji i Historii Regionu Muzeum Tadeusza Kantora
  • Wojewódzki Dom Kultury w Rzeszowie
  • Miejsko Gminny Ośrodek Kultury
  • Gminny Ośrodek Kultury i Wypoczynku w Wielopolu Skrzyńskim.