Mikołaj Gabło „Olchowiec Łemków utracony” Podkarpacki Informator Kulturalny - PIK

Przejdź do treści

Mikołaj Gabło „Olchowiec Łemków utracony”

Premiera książki „Olchowiec Łemków utracony” miała odbyć się podczas jubileuszowego XXX Kermeszu w Olchowcu 24 maja 2020 roku, który z powodu pandemii został odwołany.

Autor, Mikołaj Gabło

Propagator kultury łemkowskiej oraz  miłośnik lokalnej historii. Spisanie wspomnień zawartych w książce zajęło mu kilkanaście lat. W publikacji znajdują się teksty w języku łemkowskim, bogaty materiał fotograficzny oraz – przed wszystkim – opowiedziana żywym, autorskim językiem historia wsi Olchowiec wraz z barwnymi opisami strojów, lokalnych tradycji, potraw i bogatym zbiorem przyśpiewek i przysłów.
 

Książka - wielowątkowa powieść

Książka Mikołaja Gabły to wielowątkowa opowieść o maleńkiej łemkowskiej enklawie schowanej wśród łagodnych szczytów Beskidu Niskiego. Miejscowość okaleczona przez wojnę, nieodwracalnie zmieniona przez wielką politykę i religię, nie pozwalała swoim mieszkańcom na przywyknięcie do spokojnego „tu i teraz”. Obok burzliwej historii wsi Olchowiec spisanej przez uczestnika większości wydarzeń czytelnik znajdzie tu opisy świąt, strojów ludowych, potraw i lokalnie pielęgnowanych zwyczajów. Publikację wzbogaciły artykuły w języku łemkowskim, obszerny zbiór przysłów, a także blisko dwieście fotografii i dokumentów.
 

O autorze:

Urodzony w 1940 roku Mikołaj Gabło, jako najmłodsze pokolenie, doświadczył wysiedlenia sąsiadów do „naszej Rosji”, przejścia frontów niemieckiego i radzieckiego przez rodzinną wieś, przeżył ukrywanie się w lasach, akcję „Wisła”, pobyt bliskich w obozie w Jaworznie oraz komunistyczne represje. Likwidacja świata i ładu łemkowskiego przez wojnę oraz kolejne wysiedlenia nie zabliźniły się w jego duszy i są ciągle jątrzącą się raną. […] Autor snuje przez swoje teksty narrację o konsekwencjach gospodarczych, religijnych i psychicznych życia Łemków na obrzeżach większych społeczności w miejscu i czasie, których im nikt nie zazdrościł, i o nieusuwalnym przywiązaniu do tych górskich terenów – na przekór trudnościom.
 

Wiesław Żyznowski, Posłowie

Zdarzało się, że do pierwszego orania zaprzęgano po raz pierwszy młodego źrebaka – podczas błogosławieństwa taki koń rżał głośno z radości i lęku, rzucał się i stawał dęba, aż trudno było go utrzymać. Gospodyni mogła też przejść przez drogę z dwoma wiadrami pełnymi wody, żeby mężowi dopisywało szczęście w polu. Po dotarciu na rolę chłop robił znak krzyża w chwili, gdy pług po raz pierwszy zagłębiał się w ziemię, zdejmował czapkę, żegnał się, odmawiał Otcze Nasz (Ojcze nasz) i prosił Boga o dobry plon. Mój ojciec robił tak zawsze, ilekroć orał. […] 13 grudnia (30 listopada według kalendarza juliańskiego) ludzie obchodzili dzień Andryja (Andrzeja), z którym wiązało się wiele zwyczajów i wierzeń. Wielkie znaczenie miało wówczas to, kto jako pierwszy zjawi się w domu. Jeśli do chaty zawitał mężczyzna idący z dołu wsi, miało to przynosić szczęście – takiego gościa zaraz proszono, by siadał – dzięki temu kury miały dobrze się nieść. Kobieta przychodząca jako pierwsza przynosiła pecha i niepowodzenie w gospodarstwie. Tradycji tej przestrzegano jeszcze długo po drugiej wojnie światowej, może nawet do lat 70. Ze względu na ten zwyczaj w dzień Andryja starano się nie chodzić w ogóle po wsi, jeśli się nie musiało, zabraniano nawet dzieciom biegać do sąsiadów, choć zdarzało się, że ktoś się zapomniał i wychodził. Wtedy starano się przynajmniej niczego od siebie nawzajem nie pożyczać, bo to też oznaczało nieszczęście.
[…]
W dniu Wigilii gospodarz z synami brali się za rozmaite prace, by później nie musieć ich wykonywać w dni świąteczne. Szykowali między innymi paszę dla żywego inwentarza, znosząc siano, sypiąc obrok, rżnąc sieczkę i tym podobne. Chłop brał też słomiane powrósła, siekierę oraz gwoździe i z jednym domownikiem szedł do drzewek owocowych. Tam udawał, że zamachuje się na dane drzewko ostrzem, mówiąc: „Budesz rodyła cy nit?” (Będziesz rodzić czy nie?) i grożąc, że je zetnie. Towarzysz odpowiadał wtedy za roślinę, obiecując poprawę: „Budu rodyła w tym roci” (Będę już rodzić w tym roku). Następnie gospodarz obwiązywał drzewko powrósłem, które miało dawać ciepło oraz chronić roślinę przed szkodnikami i zarazą – wierzono, że będą się one zatrzymywać w słomie. Powrósła zdejmowano przed Wielkąnocą i palono, by zniszczyć zarazę i szkodniki.